Recenzja - Moje szczęśliwe życie



Ta książka wydawała mi się zbyt poważna. Bo w końcu nasza panna raptem trzy i pół roku skończyła. To znaczy – skończyła teraz, a książka ukazała się „chwilę” temu. Jednak ostatnio podczas bytności w księgarni podczas poszukiwań jakiejś odpowiedniej lektury, wzięłam ją w ręce, otworzyłam… I zakochałam się;) Bohaterką jest Dunia, która tak naprawdę ma na imię Daniela – tak jak babcia dziewczynek, zatem był to pierwszy powód. No ale samo imię to w końcu niewiele… Ja trafiłam na fragment, w którym Dunia z Jonatanem zbierają naklejki od jabłek i bananów (takie papierowe znaczki) i nalepiają je pod dywanem. Ha, ja też tak robiłam, tyle że nie pod dywanem je przyklejałam, a na zakładkach do książek, takich papierowych, z LOP-u (kto jeszcze pamięta takie „prehistoryczne realia”?;)). Jakoś mnie ta lektura ujęła, spodobał się styl i zaryzykowałam. W końcu książka może poleżeć, poczekać, gdyby się okazała zbyt trudna…

Nie wiem, jak to dokładnie z tą trudnością jest, jedno jest pewne: Dunia i jej przygody podbiły serce małej słuchaczki! Do tego stopnia się spodobały, że nie ma dnia, żebyśmy nie przeczytały tej książki. Tak, całej, bo mimo sporej objętości nie jest ona długa;) Taki paradoks;) Po pierwsze: świetnie się ją czyta, po drugie: ma duży druk (to zaleta dla młodych czytelników sięgających po „Moje szczęśliwe życie”), no i na dodatek – znajdziemy w niej sporo obrazków – to z kolei niebagatelna zaleta dla małych „oglądaczy”.

Przygody Duni wciągają, choć w zasadzie może to dziwić, gdy ktoś nam jedynie streści fabułę. Ot, dziewczynka idzie do pierwszej klasy, poznaje przyjaciółkę, ta się przeprowadza. W zasadzie to najistotniejsze wydarzenia. Ale wiele dzieje się „przy okazji”, dzieci mają sposobność poznać różne uczucia, reakcje na przeróżne wydarzenia. Znajdziemy wiele możliwości do „obgadania” tej czy innej kwestii, skonfrontowania zachowania bohaterów z naszymi wyobrażeniami o zachowaniu w danej sytuacji. No i wreszcie sama przyjaźń Duni i Fridy. Zadzierzgnięta tak spontanicznie, rozwijająca się tak szybko, tak ważna dla obu dziewczynek… Nic więc chyba w tym dziwnego, że nawet dzieląca je po przeprowadzce Fridy odległość „tysiąca lasów i jezior” nie potrafi nią zachwiać…

Przyznam, że odkąd poznałyśmy Dunię, wciąż posiłkuję się w naszych codziennych rozmowach przykładami z lektury. I dodam jeszcze, że mimo iż wciąż czytamy „Moje szczęśliwe życie”, to jednak nadal jest to miła lektura, nawet dla dorosłego. Wprowadza ona ponadto młodego czytelnika w tematykę odejścia bliskiej osoby. Mama Duni chorowała, zmarła. Babcia Duni tłumaczy, że wyrosły jej skrzydła i odleciała do nieba. Przyznam, że w tym momencie zawsze ściska mnie w gardle… Ale nie brak i innych emocji w tej książce. Bez natrętnej dydaktyki poznajemy bezboleśnie parę prawd o życiu. Zatem teraz z niecierpliwością czekamy na kolejne części tej historii.

Katarzyna

Autor: Rose Lagercrantz
Ilustracje: Eva Eriksson
Liczba stron: 140
Wydawnictwo: Zakamarki

Komentarze