"Mała encyklopedia domowych potworów" - zostańmy Livingstonami naszych mieszkań!;)



Takie niejasne skojarzenia miałam - z tą okładką, z nazwiskiem autora - na szczęście pamięć nie taka zawodna i gdy rozpoczęłyśmy lekturę (przerywaną wybuchami śmiechu, komentarzami i dyskusjami na temat poznanych okazów), przypomniałam sobie, że przecież czytałyśmy "Magię domowych potworów"! Równie zabawną i równie pięknie ilustrowaną (taki paradoks, prawda? Ale owszem - potwory też mogą być piękne:))!

Sami zresztą spójrzcie - ależ sympatyczne pyszczki na tym rodzinnym portrecie na okładce widać! Owszem, nie są zatrważająco przystojni ci tajemniczy mieszkańcy naszych domów, jednak pewne jest, że to stworzenia warte poznania;) To jedyna okazja, by zobaczyć je - autor i ilustrator w jednej osobie jako chyba jedyny człowiek miał możność spotkać te indywidua (a nawet uhonorowany przez nie zasłużył na ich pomoc w tej materii, bo w części drugiej pojawia się współautor/współpracownik/współtwórca - Prawdziwy Potwór!).

Choć temat może niezbyt wydawać się atrakcyjny (bo całe to towarzystwo sportretowane w niniejszej pozycji stawia sobie ambitny cel przeszkodzić w naszych planach, zepsuć humor, doprowadzić nas do tak zwanej ostateczności;)), to książka jest lekturą obowiązkową - i to z wielu powodów! Na pierwszy rzut oka czy "rzut ucha" możemy mieć wrażenie, że to taki bardzo zgrabny wykręt usprawiedliwiający liczne nasze przewinienia: to nie my nie umiemy utrzymać porządku, za taki stan rzeczy odpowiada Bałaganiara Chaotyczna, to Zazdrośnica Zawistna psuje nam relacje z bliskimi czy znajomymi, to Szalbierczyk Podstępny sprawia, że nikt nie chce z nami spędzać miłych chwil przy grach towarzyskich, Łakomiec Wielki powoduje, że pustoszeją szafki i lodówka... Dobrze jest znaleźć wytłumaczenie dla swoich słabości, zrzucić winę na okoliczności, na inne osoby (u nas mnóstwo rzeczy dzieje się "przypadkiem";)) - ale tak naprawdę te zabawne historyjki o domowych potworach działają jak zimny prysznic czy sole trzeźwiące;) Gdy śmiejemy się z poczynań potwora Olaboga, gdy chichoczemy czytając o przewinieniach Głupolusa Nudnawego czy postępowania Farmaceutycji Chronicznej, to tak naprawdę przecież widzimy w tych opisach nas samych: leniących się, myślących o sobie, bez wahania realizujących niezbyt mądre pomysły - żeby tylko było śmieszniej. 

Takie delikatne zwrócenie uwagi, napomnienie nie wprost może pomóc nam uporać się z naszymi wadami. Wprawdzie któż ich nie ma? - ale z drugiej strony ich nadmiar sprawia, że jesteśmy mniej serdecznie widziani w towarzystwie, więc taka lekcja dobrych manier, "lekcja życia" bardzo się przydaje! 

Te zabawne opowieści mają nie tylko taki dydaktyczny wymiar - to również świetne ćwiczenie dla wyobraźni - oglądając ilustracje możemy pokusić się o odgadnięcie, jaką przywarą charakteryzuje się dany potwór lub odwrotnie - po przeczytaniu zabawnego opisu możemy stanąć w szranki z autorem i stworzyć sami portret ukazujący owego osobnika. Możemy też czytać "klasycznie" - podziwiając inwencję, którą niewątpliwie może się poszczycić Stanislav Marijanović - ale czy już wszystkie domowe potwory zostały na pewno dokładnie skatalogowane? A nuż uda się nam dodać coś do tego bestiarium! Spróbujcie!

Zawartość tej pozycji to też świetna okazja do gimnastyki języka! Nie tak prosto jest wymówić nazwy własne sportretowanych stworzeń - zatem to sposobność do zyskania w tej materii większej biegłości.

Polecamy
Katarzyna i dziewczynki









Autor, ilustrator: Stanislav Marijanović
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Oprawa: twarda
Liczba stron: 56
Format: 22x22 cm
ISBN: 978-83-10-12983-3


Komentarze

  1. Od jakiego wieku polecacie tę książkę? Mój synek jest na etapie wymyślania własnych potworów np. smoka na lampie, co potem rodzi problemy, bo się zaczyna bać trochę za bardzo tych swoich wytworów wyobraźni. Książka wygląda przednio, tylko chciałaby uniknąć kupowania czegoś, co będzie musiało leżeć i czekać na odpowiedni wiek.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ach, pewnie dobry komentarz rodzicielski sprawi cuda;)
    Na pewno już i czterolatek bawiłby się świetnie. Raczej właśnie jako taką delikatną sugestię zmiany to odbieramy, niż wpajanie przekonania o "rzeczywiście" istniejących stworach. A ilustracje takie urocze, że nie sposób się oprzeć! Tylko ostrzegam, że papier bardzo delikatny, kremowy, miły w "odbiorze", ale już przy matczynym oglądaniu małe uszkodzenie powstało...

    OdpowiedzUsuń
  3. I kolejna książka wędruje na liste " muszę kiedyś kupić" ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. I kolejna książka wędruje na liste " muszę kiedyś kupić" ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. My też dobrze się przy niej bawiliśmy, aż do czasu zgaszenia światła. Wrażliwe mam dziecko, więc teraz tylko w dzień wymyślamy stwory.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Inna Bajka dziękuje :)