"Małe Licho i anioł z kamienia" - w zimowym klimacie, w słusznej sprawie...




Niektórzy - co ja piszę;) - mnóstwo osób czeka na dzień premiery nowego "Małego Licha" z wytęsknieniem i niecierpliwością, zatem możliwość poznania dalszych przygód Bożka nieco wcześniej to wielki przywilej. Jak bardzo nam się spodobała część pierwsza, tego wprost nie możemy wyrazić! A część druga? Jest inna, no i rzecz jasna już nieco się orientujemy w realiach tego świata, szerokim wachlarzu typów bohaterów, których spotykamy na kartach powieści Marty Kisiel, zatem pod tym względem otrzymujemy ciut "mniej", co rekompensują nam w pewnym stopniu nowi bohaterowie (z jeszcze innych parafii - lub może lepiej: wymiarów), odmienne miejsce akcji lwiej części opisanych przygód.

Tytułowego Małego Licha jest tu zdecydowanie mniej niż w książce rozpoczynającej cykl (chyba można takiego określenia użyć, skoro z sieciowych doniesień wynika, iż autorka pracuje nad trzecią częścią?). A jest ono niezwykle urokliwe - mały, przesympatyczny, niestrudzony w swoich poczynaniach, pełen zapału i mający mnóstwo rozmaitych przyzwyczajeń anioł stróż to najjaśniejszy punkt opowieści. Niestety, Małe Licho zachoruje, a jako że będzie to choroba zakaźna, to rozłoży ona znaczną liczbę mieszkańców domu w mieście. Stanie się on zatem swego rodzaju lazaretem, gdzie fiolet zużywany jest hurtowo i gdzie dziesięcioletni chłopiec - w opinii mamy - nie ma nic do roboty, zatem by nie przeszkadzać i nie snuć się bezproduktywnie, Bożek wyjeżdża na dwutygodniową wizytę do tajemniczej cioci...

Jakby nieszczęść było mało, to podczas pobytu ma towarzyszyć najsztywniejszy anioł świata, czyli Tsadkiel. Trzeba go nie znać, by nie mieć z nim na pieńku - jest niezwykle zasadniczy, jego perfekcjonizm i dążenie do bycia ideałem wyprowadza z równowagi każdego, zatem nic dziwnego, że Bożek jest w nastroju minorowym. Pociechą jest obecność małego potwora Gucia, okazuje się także, że ciocia jest i sympatyczną, i ciekawą osobą. Jest nieco tajemnicza, a to zawsze intryguje, więc przymusowy wyjazd jawi się w jaśniejszych barwach. Jedyny problem Bożka to ten nie jego, zarozumiały anioł stróż, który nie potrafi bawić się, żartować, wydaje się wręcz nie mieć uczuć...

Czy to rzeczywiście prawda? Pozory mogą mylić, a słowa - ranić... Bożek przekona się, że naprawienie błędów nie jest łatwą sprawą, ale dla tak niezwykłego chłopca (pamiętacie jego tatę, prawda? Znów się pojawi, zatem będzie nieziemsko i poetycko;)) nie ma rzeczy niemożliwych. Chore Małe Licho zyska godnego następcę w osobie pewnej muzykalnej kozy (ejże, czy aby na pewno to ten gatunek?!;)). Będzie wzruszająco, emocjonująco, nie zabraknie przygód i ogromnej porcji humoru. 

Jedyna uwaga - ograniczyłabym stronę wizualną do okładki. Marta Kisiel pisze tak obrazowo, tak plastycznie, że przekładanie tego na ilustracje mija się z celem, wręcz nieco zdumiewają niektóre przedstawienia, zatem to nie tak niezbędny dodatek. 

Polecam
Katarzyna








"Małe Licho i anioł z kamienia"
Autor: Marta Kisiel
Ilustrator: Paulina Wyrt
Wydawnictwo: Wilga
Oprawa: twarda
Liczba stron: 304
Format: 13,5 x 20,2 cm
ISBN: 978-83-280-6727-1






Komentarze