Najmłodsi miewają przeróżne obawy. Młodsza boi się krokodyli - nie dziwi to, choć z drugiej strony - nieco zdumiewa, bo to raczej taka "sucha zaprawa" - krokodyle w naszym mieście nie biegają po ulicach, ba, nie wiem, czy choć jednego można byłoby znaleźć w naszej okolicy;) Starsza boi się obcinania paznokci - niby coraz mniej, ale ciągle jeszcze trochę... Do listy dziecięcych obaw można dopisywać wciąż nowe pozycje, niemal w nieskończoność: ktoś boi się much, inny już na widok przychodni podnosi larum, ale są sprawy, które niepokoją większość nieletnich - należy tu ryzyko spotkania ducha (które jak wiadomo są niematerialne i bez przeszkód mogą się pojawić wszędzie znienacka), a także konieczność pójścia do szkoły.
Zatem Albert, choć pod wieloma względami bardzo nietypowy chłopiec (dziewczyny z zachwytem oglądały zbudowany przez niego helikopter, a wymówka jego autorstwa z książki "Sprytnie, Albercie!" to dla nich rzecz kultowa), to w kwestii obaw dzieli je z innymi dziećmi - także boi się duchów, a zbliżający się pierwszy dzień w szkole psuje mu humor i zmienia diametralnie jego zachowanie.
Jak zwykle kluczem do szczęśliwego zakończenia jest pomysłowy sposób ułatwiający poradzenie sobie z sytuacją. Dobrze jest też mieć wsparcie w tacie, który hołduje zasadzie, by wziąć byka za rogi - przerażonego Alberta po uspokojeniu wysyła do piwnicy po pompkę. Jeśli chłopiec obawiał się wracania do domu o zmroku, jeżeli w mieszkaniu "widział" i "słyszał" duchy, to wiadomo, że taka wyprawa jest dla niego wielkim wyzwaniem. Jednak fakt, iż tata traktuje to tak naturalnie, sprawia, że Albert potrafi powściągnąć wyobraźnię, która podpowiada przerażające domysły, uspokoić się i poradzić z sytuacją wcześniej napawającą go strachem. A do tego tata podsunął mu niezawodne zaklęcie demistyfikujące wszelkie rzekome duchy. Będzie w tej historii element zaskoczenia, zabawne chwile pozwolą dostrzec bezpodstawność obaw dotyczących duchów.
Co innego szkoła... Nie da się sprawić, by "zniknęła", a perspektywa pójścia do niej sprawia, że Albert staje się innym chłopcem - grzeczny, posłuszny, wręcz potulny, nie ma nastroju do psot, myśli tylko to tym, co go czeka lada dzień... I tym razem tata znajduje rozwiązanie. Na pewno rodzice sięgają po różne metody - tłumacza, że szkoła to nic strasznego, opowiadają o miłych zdarzeniach, które czekają na przyszłych uczniów - tata Alberta natomiast opowiada synowi o tym, że w identycznej sytuacji znajdują się wszystkie inne dzieci debiutujące w roli uczniów, każde z nich się boi, jest niepewne, nowe miejsce i nowi koledzy to dla wielu osób powód do obaw. Ba, okaże się, że nie tylko najmłodsi są przestraszeni, pani nauczycielka zdradza uczniom, iż i ona miała podobne odczucia!
Okazuje się także, że już pierwszego dnia można znaleźć bratnią duszę, zwłaszcza gdy się wspólnie wraca do domu. Kolega ze szkolnej ławki jest równie pomysłowy jak Albert, wspólna zabawa sprawia, że powrót przeciąga się i okaże się niebawem, że "idealny" synek gdzieś "zniknął", znowu chłopczyk niespecjalnie ma ochotę spełniać prośby taty, trochę kłamie, ale powrót "dawnego Alberta" to dla taty największa radość!
Gunilla Bergström porusza ważny temat i nie bagatelizuje go, takie obawy żywi większość dzieci, a powtarzanie, że "to nic strasznego" niekoniecznie pomaga, dlatego podsunięte przez nią rozwiązanie może być dobrym sposobem na poradzenie sobie ze stresem debiutu - w przedszkolu, szkole, na zajęciach dodatkowych.
Katarzyna i dziewczynki
"Kto straszy, Albercie?" |
"Kto straszy, Albercie?" |
"Co się stało z Albertem?" |
"Co się stało z Albertem?" |
"Kto straszy, Albercie?", "Co się stało z Albertem?"
Autor, ilustrator: Gunilla Bergström
Wydawnictwo: Zakamarki
Oprawa: twarda
Liczba stron: 32
Format: 17 x 23,5 cm
ISBN: 978-83-7776-079-6, 978-83-7776-078-9
Komentarze
Prześlij komentarz
Inna Bajka dziękuje :)