"Ubongo Shimo" - znów przyjemne główkowanie:)

 


Grzegorz Rejchtman nie próżnuje - jeszcze nie zdąży nam się znudzić jedna wersja jego kultowej gry, a tu już pojawia się kolejna! Zresztą o "znudzeniu" trudno mówić w odniesieniu do "Ubongo"! Miłe jest to łamanie głowy, plansz jest tak dużo, że "podstawowa" wersja ze słoniem wciąż cieszy. A tu tyle nowych w ofercie: zamiast kwadratów - trójkątne kształty, odmiana 3 D, gra karciana, "Ubongo lines", wersja dla dwóch osób... 

Tym razem na pudełku widzimy skoczną zebrę - to pomysłowe nawiązanie do formuły gry, która zasygnalizowana jest w tytule. "Shimo" w języku suahili oznacza "otwór" i właśnie takie są klocki używane przez graczy: z kwadratowymi otworami. Będziemy je dopasowywać do białych pól na planszach, trochę pod presją czasu, bo współgracze też główkują, a kto pierwszy krzyknie "Ubongo", ten dostanie klejnot:)

Klocków jest dziesięć, ale będziemy używać tylko części - cztery posłużą nam na poziomie pierwszym i drugim, w trzecim i czwartym o jeden więcej. Wybieramy je zgodnie z numerami podanymi z lewej strony planszy i choć czasem wydawać się może, że ten zestaw jest nie do ułożenia, zawsze jednak okazuje się, że owszem, pasuje idealnie;) Trzeba tylko trafić na ten jeden, właściwy układ. Nam się zdarzało, że trzy klocki już było na pozór na swoich miejscach, ale problemem był ten ostatni... Wtedy jednak trzeba zacząć od początku, próbować póki jest czas.

No właśnie, bo mamy też klepsydrę - gdy ktoś ułoży swoje klocki we właściwych miejscach, oznajmia to współgraczom i rozpoczyna się odliczanie czasu za pomocą klepsydry. Dopóki piasek się nie przesypie, mamy czas na mierzenie się z naszą planszą. Jeśli się nam uda, zachowujemy ją, na koniec gry da nam ona jeden punkt. Ale gdy zadanie okaże się zbyt trudne, planszę zabiera ten, kto w tej rundzie jako pierwszy ułożył swoje klocki. 

Oprócz punktów za plansze otrzymujemy też klejnoty - to nagroda dla zwycięzcy rundy, zatem cała gra to dziewięć rund, bo jak widzicie na zdjęciach, tyle właśnie klejnotów jest w pudełku. Niemało ważącym nota bene, bo wszystko jest tu solidne i dobrze wykonane - zarówno plastikowe klocki, jak i plansze (nie tak grube jak w wersji podstawowej, ale usztywnione, no i właśnie to pozwala zmieścić ich w pudełku naprawdę bardzo dużo, co sprawia oczywiście, że gramy wciąż niejako "na nowo", bez poczucia powtarzalności, "znajomości" zadań). 

Ta odmiana ulubionej gry bardzo nam przypadła do gustu. Bardzo sympatycznym wyzwaniem jest to dopasowywanie otworów do białych pól. Nieco nam to przypomina "Gwineę" i "Papuę", zatem to takie połączenie naszych ulubionych mechanik. No i okazało się, że mistrz klasycznej wersji wcale w tej nowej nie musi triumfować;) A jak będzie u Was? Dajcie się namówić, warto poznać "Ubongo Shimo"!

Polecamy rodzinnie!
Katarzyna i dziewczynki 


Za egzemplarz gry dziękujemy Wydawnictwu Egmont. 











"Ubongo Shimo"

Autor: Grzegorz Rejchtman
Wydawnictwo: Egmont


Komentarze